Tymczasem obyło się bez takiej zazdrości, jaką ma się przed oczami. Nie tylko obyło się bez zazdrości, ale jest wielka miłość! Naprawdę, bez ściemy. To ja czasem mam wyrzuty sumienia, że za mało czasu Ryśkowi poświęcam, że Celcik ciągle przy cycku, że jak nie przewijak, to ładowanie pralki. Tymczasem starszy brat zdaje się nie krzywdować sobie za bardzo. Owszem, czasem woła- "mamo, pobaw się ze mną." Ale bez dramatów się to przyswajanie nowego członka rodziny odbyło.
Pierwsze dwa tygodnie w zachowaniu Ryśka - to było wyparcie, że coś się
zmieniło. Był bardzo absorbujący, ale staraliśmy się nie dać mu odczuć,
że schodzi na drugi plan. Pomagał w tym bardzo aktywnie Paweł. W
zasadzie podzieliliśmy się obowiązkami - chłopaki i dziewczyny. Gdy
Celina za długo płakała, Rysiek zakładał słuchawki wygłuszające. Gdy
Celina była u mnie na rękach, on szedł do Pawła albo do innego pokoju,
nie zaglądał do łóżeczka, nie chciał na nią patrzeć. Nie namawialiśmy,
mówiliśmy mu wręcz, że jeśli chce, może się bawić sam. I tak właśnie
robił. Sam albo z tatą.
Zazdrość przejawiała się tylko w kontekście przedmiotów - jej wanienka, czy mogę się w niej wykąpać? Tak zrobił to dwa razy i już wrócił do swojej wanny. Jej kocyk jest taki milusi - chcę taki kocyk. Oddałam ten kocyk tylko jemu (jest naprawdę milusi, sama bym jej zabrała i kupiła inny, trochę mniejszy), a ona dostała - i to bez wiedzy obdarowującego - nowy, inny bardziej dziewczyński kocyk. Nic wielkiego, nic nie do przejścia.
Aż w końcu Rysiek postanowił, że pokaże siostrze coś bardziej dziewczyńskiego. Za moją zgoda oczywiście wyciągnął jakąś sztuczną biżuterię, po kolei pokazywał jej wszystko co tam jest. I opowiadał. Opowiadał jej o kolczykach!!! "Patrz Celcik, a ten to mi się kojarzy z planetoidą! Patrz, a ten jest jak Gwiazda Śmierci, a ten... ten to sa po prostu brokuły..." - mówię Wam, poezja!
Siostra zawsze pozostaje nieco w cieniu swojego brata. A on z lekkim przerażeniem w oczach zastanawia się, co tu z nią począć. ;-)
Aż tu pewnego dnia Rysiek odkrył, że Celina może possać jego palec. Pół godziny z głowy, a śmiechu przy tym po pachy. Mało się nie popłakał, że to takie śmieszne. Następnego dnia dał jej do polizania truskawkę (i śmiał się, jak się skrzywiła), ciągle jej pyta, czy nie chce bułki albo mleka. I wciąż mi przypomina - mamo, przewiń ją (a przestał mówić "mamo, a może położysz ją w łóżeczku"). I zaprasza nas do swojego pokoju. Naprawdę, nie spodziewałam się takiego pozytywnego nastawienia.
Aż pewnego ranka podszedł do śpiącego maleństwa i pocałował ją w czoło. "Muszę ją pocałować! Muszę, bo się uduszę!". Serce roście!
Uprzedziliśmy znajomych i rodzinę, żeby podczas odwiedzin nie za bardzo zwracali uwagę na Celinę, żeby w ogóle o nią nie pytali. Za radą sąsiadów pozwoliliśmy Ryśkowi inicjować rozmowę na temat siostry. To on decydował, czy ją komuś pokaże, czy nie. Pokazał wszystkim. I zapraszał do nas, żeby ją zobaczyli, Z dumą mówił "Jest już u nas Celina, a mój tatuś zgolił wąsy..." :D
A od pierwszego spaceru miałam postój co dwie minuty, bo Rysiek musiał koniecznie skontrolować, czy z Celcikiem wszystko w porządku, czy dobrze śpi, czy jest w wózku. W końcu kupiłam packę-dostawkę, żeby mógł mieć ją cały czas na oku - przemieszczanie się z postojem co i rusz nie było łatwe. Teraz mamy komfort - i przemieszczania się, i wzmożonej braterskiej kontroli.
W końcu jednak doszło do potwierdzenia stuprocentowego - pełni miłości i prawdziwego braterskiego zaangażowania : "Mamo może pobujasz mnie i Celinę na bujawce?" Wiecie co to znaczy? To jakby Wam pies oddał kawał surowego mięsa.
Naprawdę wszystkie moje obawy o zazdrość zostały jakoś samoistnie rozwiane. Bez większych starań, bez większego zaangażowania. Mam nadzieję, że im się poukłada i zawsze się tak zgodnie poodnajdują w bratersko-siostrzanych relacjach. Ale to czas pokaże...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz