Tak czekałam, żeby wreszcie wejść do domu! Do Ryśka, za którym się tak wytęskniłam (bo "dzieci są rezerwuarem chorób wieku dziecięcego"). Żeby się umyć pod własnym prysznicem i położyć we własnym łóżku. I w ogóle nie przewidziałam, że jeszcze przed drzwiami poryczę się ze wzruszenia. Już w samochodzie ryczałam, że jedziemy do domu, do domu. Ale to takie tam trzy łezki. A to? No jak bóbr!
Z okazji Dnia Kota syn mi namalował koty! I jak jak jak nas powitał: "Ojej, ale ona jest malutka, taka mikromalutka, ta moja Celinuszka!"
I dostałam piękne kwiaty! Pachnące tulipany!
I jeszcze do tego wszystkiego tyle i takich pięknych (i także pysznych) - ciastek z cukierni Odette ---> KLIK. Pysznności, pyszności - zwłąszcza ta pomarańczowa pół-kula - marakuja, passiflora, kokosy i coś jeszcze... Mmmmm... Mniam...
A potem cała nasza paczka się zebrała do rodzinnej fotki! to jest prawdziwa radość z Nimi być w domu! Taaaaaaka radość!
Dzięki chłopaki! Dzięki babciu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz