A potem przeszliśmy się przez Plac Grzybowski, próbując zajrzeć w bombki i inne jeszcze świąteczne ozdoby. Szczerze powiedziawszy brak śniegu w ogóle nie przeszkadzał, bo od razu powstała teoria, że przyszliśmy obejrzeć Gwiazdę Śmierci, tunel czasoprzestrzeni i wehikuł czasu.
Bardzo ta zima dziwna w tym roku, naprawdę. Mam nadzieję, że jeszcze się zdarzy chociaż kilka dni śniegu i mrozu, bo tak bardzo bardzo marzy nam się bałwan!
Za to dzięki takiej pogodzie udało nam się przejść naprawdę spory kawałek - bo aż do Ogrodu Saskiego, gdzie Rysiek już praktycznie padał, ale jak tylko zobaczył plac zabaw - nagle ożył. I na tym placu spędziliśmy ponad pół godziny! W środku zimy! Na zjeżdżalniach, huśtawkach, w piaskownicy (!), na karuzeli i drabinkach! Na świeżym powietrzu i bez umarzniętej pupy! Jednak są pewne plusy!
Z dużą dawką odzyskanej energii - kto by pomyślał, że dodatkowe jej pokłady drzemią w szaleńśtwach na palcu zabaw - poszliśmy aż do Wizytek, skąd zgarnął nas na obiad Paweł.
Taki dzień! Taki piękny, piękny dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz