Styczeń spędziliśmy na grach i zabawach, lego i puzzle zaczęły być pasją małych sprytnych paluchów!
Luty przyniósł piękną zimę i zaczęły nas niezwykle interesować dinozaury! Od lutego do końca czerwca o niczym innym nie było mowy... Natomiast z prozy życia to całkiem odstawiliśmy się od piersi i odbyło się to bezboleśnie, choć tak bardzo się bałam!
Marzec - w marcu jak w garncu! Byliśmy w zoo, byliśmy u babci w Puławach na kilka dni, cieszyliśmy się wiosną i pierwszym słońcem!
Kwiecień zaczął się bardzo smutno, bo mój ukochany dziadek (a Ryśka pradziadek) ---> KLIK zmarł na prima aprilis i taki nam zrobił żart, jaki tylko on mógł sobie wymyślić! Ale ja wiem, że choć dla nas smutna, to była dla niego dobra zmiana - wyzwolił się z ciała i przeniósł w sferę ducha... Rysiek uczestniczył w pogrzebie i w stypie. I wspomina to wydarzenie do dziś, mówiąc nam, że pradziadek już jest aniołem... Koniec kwietna za to był bardzo piękny i ciepły, byliśmy na najpiękniejszych wakacjach do tej pory - w Portugalii. Tam też zaliczyliśmy zupełne odpieluchowanie (bo wcześniej tylko dzienne) i niesamowity progres wszystkiego!
Maj był dość upalny i wreszcie wybraliśmy się do Bałtowa! No szał... Brzydkie dni spędzaliśmy w Muzeum Ewolucji lub w Muzeum Geologicznym, ładne na placach zabaw...
Czerwiec był bardzo zaskakujący... Pozytywnie, owszem. I przyniósł sporo zmian. Nowa sytuacja i... ma się nas pojawić więcej! Rysiek smażył się na plaży pod Gdańskiem, namawiając babcię na długie spacery, a my cieszyliśmy się z niezłej niespodzianki! Czulszy niż test ciążowy okazał się szósty zmysł Ryśka.
W lipcu paleontolog stał się rycerzem. Odwiedziliśmy weeendowo zamki nad Wisłą, walczyliśmy ze smokami i uczyliśmy się rycerskich pozdrowień! A ja walczyłam z rozstrojami i innymi ciążowymi przyjemnościami...
Sierpień czyli wielki przełom - ja mam 30, a Rysiek ma 3! Trzydniowa impreza, pierwszy sernik na zimno, rycerski tort i wyczekane urodziny! Wielka niespodzianka dla mnie, mąż zabrał mnie na musical "Król Lew", na którym pobeczałam się z 18 razy, pierwszy raz zanim jeszcze w ogóle zaczęli coś mówić! I pierwszy raz zostawiliśmy Rycha z babcią na dwie noce, bez możliwości odbioru w ciągu kilku godzin. Choć wydawało nam się, że będzie fenomenalnie i wreszcie czas tylko dla nas - skończyliśmy w sklepie z zabawkami!
Wrzesień - jesień... Niby tak, a wciąż jak lato. Ja rosnę, Rysiek rośnie, a Paweł się cieszy. Mi ciągle niedobrze, nie mijają pietwszotrymestralne objawy... Ale Celina w porządku! Pierwsza rocznica ślubu, z założenia nie obchodzona hucznie, zawsze tak miło nastraja, że przecież nie wiadomo kiedy to minęło, a z drugiej strony to mam wrażenie, że to było z 10 lat temu, tyle się nazmieniało.
Październik - nagle nasz syn stał sie Jedi - z dnia na dzień! Kosmos, planety, gwiazdy...
Listopad to Gwiezdne Wojny z Glutem. Właściwie oprócz jakichś niewielkich pobolewań gardła, tylko ja przetrwałam miesiąc bez turboinfekcji z nawrotami. Za to gastrycznie nie wyrabiam. Obiadki jak u babci...
Grudzień czyli adwent - och! To był bardzo pracowity miesiąc - co dzień coś nowego - szopka, bombki, choinki, Święty Mikołaj 6 grudnia, kartki, ciastka, farby, masa solna i inne zajęcia na zmianę z zabawą i nauką. Ja jak piłka, Rysiek jak piłka. Ja okrągła, a on skaczący :-) i piękne święta w rodzinnym gronie. Pyszne i dobre! Z poczuciem spełnionego obowiązku, że wyedukowaliśmy w kwestii Bożego Narodzenia i daliśmy radość w postaci nieoczekiwania na prezenty. O choinkowych niespodziankach powiedzieliśmy Rysiowi dopiero w Wigilię i wiecie co? To była największa radość - to niespodzianka. I brak stresów i emocji przed nadejściem Gwiazdki! :-) za rok robimy tak samo w okresie listopad- grudzień omijając centra handlowe i bloki reklamowe (w szczególności z dzieckiem) - wymiar świąt o 180 stopni! :-) i coraz bliżej do Celiny. Już mnie te gastryczne sprawy tak nie dołują, bo nie mogę się Jej doczekać... Zaczynam euforię przed i okołoporodową! :-)
Fajne to Wasze podsumowanie, rok pełen wrażeń! Pozdrawiam noworocznie, m.
OdpowiedzUsuńI my pozdrawiamy! :-)
Usuń