sobota, 26 kwietnia 2014

Widoki w Nazare

 
Dotarliśmy do pięknej miejscowości kurortowej Nazare. Wciąż mieszkamy w Sao Martinho do Porto, ale jeśli kiedyś ponownie wybierzemy się w te rejony, to chyba tym razem wybierzemy Nazare na kilkudniowy pobyt. Sama miejscowość jest dość duża i tętniąca życiem - i mimo dzisiejszej pogody i lekkiej mżawki, i mimo jeszcze nie rozpoczętego sezonu. Nie ma wielu turystów (jeszcze), za to jest sporo rybaków i miłych kafejek, bardzo szeroka, piaszczysta plaża i naprawdę spektakularne widoki!
 
 
 
 
 
Na górę, na klif można wjechać kolejką do tej części miejscowości - Sitio, skąd można podziwiać zarówno widok na ocean, jak i na kontynentalną część Portugalii. Sama wycieczka kolejką okazała się zresztą niezapomnianym przeżyciem. Nie tylko wsiedliśmy wraz z kibicami FC Porto, którzy radośnie śpiewali w oczekiwaniu na nadchodzący mecz, ku uciesze wszystkich (naprawdę wszystkich!) pasażerów, śpiewających wraz z kibicami. Ale też siedząca koło nas pani zaczęła rozmawiać z Ryśkiem po portugalsku, on jej coś tam odpowiadał, ona karmiła go pestkami słonecznika, a on domagał się więcej, aż w końcu wyrwał jej jeszcze wafel ryżowy. Jak widać różnice językowe nie są żadną przeszkodą do zawierania znajomości. :D
 
 
 
 

 




Kiedy już wjechaliśmy na górę, nie mogliśmy uwierzyć, że w ciągu 5 minut można przenieśc się w tak piękne miejsce. Zresztą w Portugalii bardzo wiele mieścin ma windy, kolejki i strome schody na górę (lub na dachu) tak, aby można było podziwiać panoramę miasteczek i widok na ocean.










Ryback wciąż korzystają do połowu z takich łodzi, jak ta miniaturka. Są pomalowane w różnych bardzo soczystych barwach. Jeszcze kilkanaście lat temu łodzie nie cumowały, jak teraz, w porcie, ale były wciągane bezpośrednio na plaże. Dziś została tylko jedna symboliczna łódź, ale gadżetem miasteczka stały się te miniaturowe łódki - robione przez lokalnych rzemieślników w małych warsztatach, a nie gdzieś tam w Chinach. Może bym tego nei pisała, gdybyśmy nie kupili jej od starszego pana w jego warsztacie, gdy właśnie był zajęty robieniem kolejnej łódki na nadchodzący sezon turystyczny. W ogóle Portugalii jeszcze nie zalała fala chińszczyzny i ogólna makdonaldyzacja, zjecie tutaj praktycznie wszędzie frytki zrobione z prawdziwych ziemniaków, mają one różny kształt i różny stopień chrupkości w zależności od grubości, napijecie się lokalnych portugalskich lub brazylijskich napojów gazowanych, a sklepy i bary nei sa oblepione znakami coca-coli. Miło, prawda? Rękodzieło artystyczne także dostępne w sklepach z pamiątkami, też bazuje na lokalnych wzorach i śmiem twierdzić, że zarówno wyroby z korka, jak i piękne koce i wełniane plecionki sa robione tutaj, a nie w Azji.












Już kilka razy spotkaliśmy to śmieszne drzewo - jego kwiaty wyglądają jak szczotki do butelek, co zauwazył także Ryś.




 
 
 
 
A na koniec, mimo niezbyt plażowej pogody, Rysiek udał się ze swoją łopatką na plażę, żeby poprzekopywać trochę piasku, bo to jest najlepsze zajęcie, jakie można sobie wymarzyć. Co tam widoki, pyszne owoce morza prosto z grilla i nowe fantastyczne miejsca. No tak - skwitował po kilku minutach przerzucania piasku z jednej kupki na drugą - dziś mieliśmy naprawdę fajne przygody. Skrycie myślę, że chodziło właśnie o ten ostatni punkt programu.
 
 
 
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz