piątek, 25 kwietnia 2014

Templariusze i Tomar, Fatima i Batalha

Jedziemy dalej, trochę zwiedzamy, trochę odpoczywamy. Ocean jest niesamowity, a powietrze nad nim, przesycone solą i wodą, sprawia, że miło się oddycha. Tylko po każdym spacerze trzeba umyć włosy, bo ma się wrażenie sztywnych od soli drutów! Mieszkamy w Sao Martinho do Porto, które jeszcze przed sezonem jest takie trochę ospałe, powolne i nijakie. Takie, jak lubię! Jak wszyscy lubimy.


Postanowiliśmy zostać tu na kilka kolejnych nocy i traktować to miasteczko jako punkt wypadowy krótkich wycieczek - do pobliskiego Nazare, Tomaru, Fatimy i innych okolicznych miejscowości. Na każdym kroku jest coś ciekawego do zwiedzania, ale robimy to dość oszczędnie, żeby nie zanudzić Ryśka. Zawsze znajdujemy przy okazji jakąś zabawę - bieganie po labiryncie z żywopłotu, wspinanie się na "scenę" i śpiewanie. Dość często też robimy postoje, żeby nie trzymać go godzinami w samochodzie. Zresztą w tym względzie Portugalia jest krajem bardzo przyjaznym - niewielka i kompaktowa, pozwala w godzinę zmienić klimat z oceanicznego na górski, ze skalistego w piękny i lesisty.

Koleżanka napisała mi właśnie na facebooku, że warto zobaczyć Tomar. I bardzo się cieszę, że napisała, bo zamiast oglądać dawny klasztor w Mafrze - po lekturze "Baltazara i Blimundy" trochę miałam na to ochotę - Tomar okazał się na pewno lepszym wyborem, a Mafra niech czeka!

Szkoda tylko, że jeszcze Rysiek nie jest wtajemniczony w zakon Templariuszy, "Pana Samochodzika" i inne cuda, ale cóż, kiedyś będzie.


Zamek w Tomarze góruje nad miasteczkiem, które też zresztą jest bardzo ładne, z niewielkim ryneczkiem i pięknym parkiem miejskim. Można tu spędzić cały dzień, my jednak zatrzymaliśmy się na kilka godzin, bo chcieliśmy zobaczyć jeszcze dwa miejsca.







Aloesy, w ogóle roślinność tutaj, to wykrzywiające się meduzy, hydry ogromne jak wiadra.
Nie wiedziałam także, że barwinek może mieć wielkość krzewu. A może...







Oczywiście zastanawialiśmy się, gdzie się odbywały turnieje rycerskie, gdzie się jadło, kto mógł mieszkać w tym zamku. Takie miejsca bardzo pobudzają wyobraźnię, szczególnie jak się je poprzedzi opowieściami rycerskimi.






Odnoszę wrażenie, że Portugalia wywiera na Ryśku jakieś takie piętno wiary. Nie chodzi nawet o to, że odwiedzamy kościoły, ale tu wszędzie jest dużo Świętej Rodziny, otaczanej wyjątkowym kultem. Od kilku dni interesuje się krzyżem...










Bardzo ciekawym miejscem okazała się Fatima - historia modlących się do Matki Boskiej Fatimskiej dzieci była mi znana od dawna i wcale nie to szczególnie mi się tam spodobało. Spodobało mi się to, że miejsce kultu religijnego może być prawdziwym miejscem kultu, a nie straganem z kiczem i tandetą. Jeżeli już były jakieś sklepy z dewocjolaniami, to gdzieś z boku i dość gustowne. natomiast bazylikę otaczała cisza i skupienie modlitwy, a nie rozkrzyczane pielgrzymki autokarowe. I to skupienie i cisza były wymagane społecznie. Nie o to chodzi, że ktoś kogoś uciszał, ale o to, że każdy szanował świętość tego miejsca. W ogóle Portugalczycy są tacy dobrze wychowani, grzeczni, spokojni.






Także Klasztor Matki Boskiej Walecznej w Batalha okazał się wspaniałym przykładem architektury gotyckiej. Delikatny i misternie rzeźbiony fronton, a także wnętrza okazały się warte zobaczenia. Nic dziwnego, że to miejsce trafiło na listę światowego dziedzictwa UNESCO, bo jest piękne. I tutaj, mimo przedsezonowego czasu, okazało się jak na Portugalię dość tłoczno. No może ze 30 zwiedzających oprócz nas.




 
 
 
 
 
 




Przy okazji mogliśmy się, za zgodą obsługi klasztoru, pobawić w królewskich wirydażach, powygłupiać wśród żywopłotów i pomoczyć ręce w fontannie. A później jeszcze zmiana warty na Grobie Nieznanego Żołnierza.

Mimo kilku godzin w samochodzie, rozplanowaliśmy ją tak, że większość czasu przemieszczania Rysiek spał. Resztę spędziliśmy na śpiewaniu i opowiadaniu sobie o kolejnych miejscach.




Super dzień, super wycieczka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz