Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gotowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gotowanie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 maja 2015

Anatomia fasoli

Mieszkamy w mieście i chyba trudno byłoby nam się odnaleźć na wsi tak na dłuższą metę. Przynajmniej nam - dorosłym. Ale skoro nie jesteśmy na co dzień na wsi i umyka nam to wszystko, co wieś przynosi, dokształcamy się, dokształcam się i to bardzo. Bo na wsi życie ma swój naturalny, wolniejszy i pierwotny rytm.






Jest to książka wyjątkowa, bo choć można ją w księgarni znaleźć wśród książek dziecięcych, jest to książka dla całej rodziny. Być może jest to także książka dla początkującego rolnika, no dobrze choćby działkowca.

Oprócz dużej ilości ciekawostek, takich jak sprawdzić świeżość jajka czy jakie są rodzaje kogucich grzebieni, można w niej znaleźć wiele przydatnych informacji o tym w jaki sposób użyźnić ziemię, jak odczytywać pogodę i jak zaorać pole. Tym razem jednak nie będziemy się skupiać na traktorach i pługach, choć to wszystko bardzo ciekawe.




„Anatomia farmy” podsunęła nam dość popularne w szkole podstawowej doświadczenie – etapy kiełkowania fasoli. Zaczęliśmy dwa tygodnie temu, tuż po poprzednim wpisie o naszych przygodach z książką.






Nasze obserwacje zapisywaliśmy skrzętnie w notesie, a kolejne dni podglądaliśmy fasolę i fotografowaliśmy ją. Zaczęliśmy na parapecie w kuchni, ale już wylądowała na naszym balkonie i postaramy się doprowadzić ją do stanu kwitnienia. Może się uda. Dwutygodniowy eksperyment to także ciekawa lekcja cierpliwości. I to nie tylko dla Ryśka.








Jakbyśmy mieli ogródek, na pewno skusilibyśmy się na tipi z fasoli. Może Wy się skusicie??









Jedna fasola niestety zgniła. Druga jest dość powolna, może było za mało słońca? W każdym razie jest co podglądać - widać i liście, i korzeń, a wcześniej kiełek. Wiecie ile to radości?  






A na osłodę, dla dzielnego obserwatora, przygotowałam ciasto marchewkowe według przepisu z książki. Mniam!







Z niewielką pomocą głodomora, który wciąż pytał: Już? Już gotowe? Kiedy wreszcie ostygnie? Już, już?







 Zrobiłam jednak zasadniczy błąd przy ozdabianiu ciasta, bo przecież każdy wie, jak rośnie marchewka, prawda?







Zostałam skorygowana natychmiast!  Marchewkowe pole rośnie wokół mnie!









Do obserwacji i wypieków zachęciła nas książka:
"Anatomia Farmy. Ciekawostki z życia na wsi.", Julia Rothman
Wydawnictwo Entliczek, 2014.

Wpis ten powstał w ramach projektu blogowego „Przygody z książką---> KLIK.


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Jak to jest z tym jedzeniem?

Wybredny, niejadek, nie ma czasu jeść, nie smakuje mu? Sama już nie wiem - kiedyś moje dziecko wcinało wszystko, łącznie z małżami, flakami, galaretką z nóżek i kaszanką. Dziś ma pięć dań na krzyż, klasycznie jak to dziecko schabowy w panierce, a dla równowagi oliwki i kapary, mielony, a dla równowagi tatar z łososia z dużą ilością wasabi. Nie dojdziesz o co chodzi, tylko jedną rzecz wyartykułował dość jasno: "Mamo, sos jest mokry. Picie jest mokre. Picie to nie jedzenie. Nie będę jadł niczego z sosem." Sprawa ma się podobnie z zupami - są za mokre. Ale jakoś rosół i pomidorowa nie są za mokre. I weź tu człowieku bądź mądry. Żabie udka nazwane po imieniu są absolutnie ohydne, a nazwane kurczakiem są przepyszne. Jabłka w kolorze zielonym można jeść o każdej porze dnia i nocy, a jak mają chociaż jedno rumiane miejsce są po prostu niejadalne. Trujące prawie. I tak w kółko - że wszystkim.





Zganiałabym to na moją pobłażliwość, że go rozpieszczam, że mu za dużo alternatyw daję, jak nie chce, to niech nie je - tak mi radzą robić życzliwi. Ale nie jestem tym typem. A z drugiej strony, jak sobie pomyślę, co w sumie on je, to nie jest najgorzej. Z warzyw ogórki, pomidory, bób, kukurydzę, paprykę, czasem rzodkiewkę, marchewkę (ale tylko surową), z owoców jabłka, maliny, truskawki, arbuzy, czereśnie, czasem banany, z węglowodanów: kasze wszelkie, łącznie z gryczaną, ryż, makarony, kopytka, z rzadka ziemniaki, z mięs wieprzowinę, wołowinę, kurczaka, czasem jakąś egzotykę typu żaba, z ryb zje większość, najlepiej w postaci sushi. Oliwki i oliwa z oliwek w dużej ilości, masło z rzadka. Żółty ser - owszem, ale tylko parmezan i chedar,  biały - tak, ale taki do smarowania. Dżem jest pyszny - tylko u sąsiadów, w domu nie tknie, słodycze za to wybiórczo i sam się ogranicza. Nie wżera garściami. Chipsy - od wielkiego dzwonu, na przykład do meczu z tatą, raz na pół roku i rzadziej. Zatem po co to się denerwować?

Próbuję serwować "nowości", a raczej nie nowości tylko coś, co kiedyś było lubiane, a dziś jest lubiane średnio. Wiem, że sałatka nie przejdzie, ale tuńczyk i kukurydza na dwóch osobnych kupkach na talerzyku - owszem; wiem, że makaron z sosem brokułowym - fuj i ble, ale makaron z oliwą, a obok brokuły są całkiem w porządku. Zastanawiam się, czy przedszkole go odmieni i będzie zajadał z ochotą, bo w nowych miejscach - u babci, w restauracji, u sąsiadów, z innymi dziećmi - wchodzi do buzi o wiele lepiej i w szerszym asortymencie. Oby.







Nie słyszałam już od dawna, żeby jakieś dziecko z głodu padło, a nasze ma się naprawdę całkiem dobrze, nawet nie za bardzo choruje i w ogóle nie jest blade ani rachityczne, więc postanowiliśmy w ogóle przestać zwracać uwagę na to, że "musi zjeść, bo nie urośnie" i "jak nie będzie jadł, to nie będzie miał siły" - bo jakoś on z nas wszystkich zdawało by się je najmniej i najdziwniej, a siły ma więcej niż wszyscy razem wzięci w domu.


Od dziś podjęliśmy postanowienie, że nie namawiamy do jedzenia. Nie skłaniamy. Wybór dajemy prawie zawsze i wspólnie przygotowujemy posiłki, więc raczej bardzo rzadko pojawia się coś, czego naprawdę nie zje, bo nie lubi tak bardzo, że aż mu się zwraca (ja tak nigdy nie miałam, bo jeść lubię wszystko, ale mam kilka opowieści koleżanek i kolegów w zanadrzu, aż wstręt bierze). Podobno badania pokazały, że dzieci niezachęcane do jedzenia jedzą chętniej, więcej i ładniej. Zobaczymy.

W każdym razie, w tym, jak i w wielu innych przypadkach chyba skłaniamy się ku zasadzie - a niech robi, jak mu lepiej. Nie uważam, żeby to było przejawem źle pojętego "wychowania bezstresowego", o marudzących przy jedzeniu dzieciach w kółko się słyszy, a dorośli sami sobie zakupy robią i też na pewno mają listę dań, których nie zjedzą (krótszą bądź dłuższą) - ja na przykład nie cierpię zupy owocowe i brukselki - zapewne zmuszona przez głód zjadłabym i to, ale jeśli nie muszę, omijam szerokim łukiem. I w tej kwestii ufam dziecku, które w gruncie rzeczy całkiem zdrowo je, choć do tej pory dostarczało mi to jego jedzenie sporo emocji.


Wyluzowałam, niczym kaczkę przed podaniem na stół.





czwartek, 22 stycznia 2015

Na kolację - sałatka 2

Ha, ha! I znowu ---> KLIK na kolację zestawienia, które dla siebie mieszamy, a Rysiek zjada (prawie) wszystko osobno. :-) Ale podczas jednego posiłku i ze smakiem! Tym razem lżej niż w części pierwszej.
 
 
 

 
 
Sałatka numer jeden:
- 1 duży ugotowany burak (pokrojony w plasterki i ósemki)
- 1 duża pomarańcza (obrana i pokrojona w plasterki i potem w ćwiartki)
- 1 gałązka selera naciowego drobno pokrojonego
- ser feta
- orzechy nerkowca (garść)
- ocet balsamiczny, oliwa z oliwek
- gruba sól morska
 
Dobra rada: żeby burak nie zabarwił reszty składników na różowo, najpierw na półmisek wędruje właśnie on, a potem reszta. Jeśli pomieszamy wszystko w misce - wszystko będzie miało niezbyt apetyczny różowawny wygląd. :D
 
 
 


Sałatka numer dwa - czyli młody szpinak i boczek na chrupiąco. To sałatka, którą nauczyłam się robić od koleżanki, a ona przywiozła przepis ze Skandynawii. A potem w Danii też mnie nią ugoszczono. Jest po prostu NAJLEPSZA!

- młody szpinak (tym razem dałam mieszankę z odrobiną rukoli) - około pół paczki
- ser camembert
- suszone pomidory (pocięte w plasterki)
- uprażone na patelni ziarna słonecznika (duża garść lub więcej)
- usmażony na chrupko boczek w plasterkach
- sos: najlepszy winegret (sok z połowy cytryny lub zamiennie ocet balsamoczny, miód i oliwa)


Dobra rada: sos polewamy tylko na sałatę i pomidory, a resztę składników kładziemy na wierzch tak pomieszanej sałaty i od razu podajemy.

przy okazji tej sałatki pojawił się taki oto dialog:

Rysiek: Mamo, co dziś na kolację?
Ja: Sałata z boczkiem.
Rysiek: A nie może być sam boczek, bez sałaty?


Za każdym razem obiecuję sobie, że zrobię więcej boczku, bo on zawsze wyżera co najmniej połowę, a siła tej sałatki tkwi właśnie w boczku.


Smacznego!

czwartek, 15 stycznia 2015

Tex Mex i Speedy Gonzales

Nadchodzi taki dzień, że Twój osobisty Speedy Gonzales robi coś tak pysznego na kolację, że palce lizać i w ogóle! Czyli zawijane tortille z kurczakiem, warzywami i serem!
 
 
 
 
 
Na patelni podsmaża się:
- mięso np. z piersi kurczaka,
- cebulę
- paprykę
 
A wszystko przyprawia się wedle uznania - można solą, pieprzem, chilli albo i tabasco.
 
Potem wraz z utartym serem na tortillę, na patelnię, na to znowu placek tortilli - i kilka minut podsmażenia. Mmmm...
 
 
W tym czasie mogą padać flamingowe wyznania miłości brata do siostry albo picie napoju z kaktusa.
 
 
 

 
 
Do guacamole natomiast potrzebne będą:
- 1 pomodor (miąższ bez pestek) pokrojony w drobną kosteczkę
- 1 czerwona cebula (posiekana drobno, niewielka)
- 2 dojrzałe awokado (zmiażdżone widelcem)
- sok z połowy limonki
- 3 łyżki śmietany
- spora garść posiekanej natki kolendry
- 1 papryczka chilli
- sól
 
 



A teraz pozostaje tylko wcinanie ze smakiem. Kto nie lubi, ten trąba!


p.s. specjalnie do tego dania mąż hodował wąs... ;-)

czwartek, 8 stycznia 2015

Makowiec najlepszy (lub kokosowe, lub kulebiak) - czyli pakowaniec

Makowiec... W tym roku przed Świętami Bożego Narodzenia już nie miałam siły, a wszystkie składniki kupiłam. Zatem coż tu zrobić...
 
 
 
 
 
 
 
Na szczęście przyjechała babcia i zabrała się zaraz do roboty. A gotowanie i pieczenie z babcią jest fajne, szczególnie w zestawie małego kucharza. A prawdę mówiąc to... było super się przebrać i super przez chwilę postać przy tworzeniu, wlać śmietanę do kubka i wsypać drożdże z torebki. I jeszcze dosłownie chwilę pomieszać, bo potem to lepiej było się bawić. A babcia zagniotła ciasto sama.
 
Bo z gotowaniem to tak jest, że czasem od A do Z wszystko chętnie się robi, a czasem lego jest naprawdę o niebo ciekawsze... Tym razem wygrało lego. Ale ja tam się cieszę bardziej z makowca, bo naprawdę miałam na niego ogromną ochotę!
 
 






Potrzebny przepis?

Oto i on:

CIASTO:
- 40 dag mąki
- 15 dag masła
- 5 dag drożdży (lub jedno opakowanie drożdży instant)
- 3 łyżki śmietany 18%
- 3 czubate łyżki cukru pudru
- szczypta soli
- 2 całe jajka + dwa żółtka
- skórka otarta z 1/2 cytryny

MASA MAKOWA:
- 1 puszka masy makowej (jak się komuś chce to niech kręci - mi się nie chce)
- duża garść posiekanych orzechów, migdałów
- duża garść bakalii - w tym rodzynek itp.
- dwie-trzy łyżki miodu
- tym razem także masa marcepanowa pokrojona w kosteczki
- piana ubita z dwóch pozostałych białek

LUKIER:
- sok z cytryny
- cukier puder (na oko)



Proporcje ciasta są na dwie strucle w blaszkach keksowych około 30 cm długości. Można także zrobić kołacz lub dwie ułożone obok siebie strucle piec w jednej prostokątnej dużej blasze (tyle, że każdą "otulamy" pergaminem.

Mąkę siekamy z masłem, drożdże rozpuszczamy w śmietanie, dodajemy wszystkie pozostałe składniki ciasta i zagniatamy je, aż będzie gładnie i sprężyste. Podzielona na dwie równe części ciasto rozwałkowujemy na dwa placki.

Wszystkie składniki masy makowej mieszamy dokładnie i smarujemy nią ciasto. Zwijamy strucle i umieszczamy je na pergaminie w blaszkach. Pozostawiamy przez około godzinę do wyrośnięcia w ciepłym i spokojnym miejscu.

Pieczemy 35-50 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni Celsjusza.

Ciepłe ciasto polewamy niezbyt gęstym lukrem i pozostawiamy do wystygnięcia. Najlepsze jest świeże, czyli tego samego dnia upieczone. Zresztą i tak dużo służej nei przetrwa, bo jest pyszne.


P.S. Strucle można nadziać dowolną masą - kokosową, serową, z konfitury, marcepana i innych pyszności, a także z kapusty z grzybami (odsączonej) - żeby zjeść przepysznego kulebiaka.



SMACZNEGO!

piątek, 28 listopada 2014

Sputniki i ufole na podwieczorek

Dziś na podwieczorek, zainspirowani zdjęciami znaelzionymi w sieci, zrobiliśmy pyszne warzywne sputniki:







Do przygotowania użyliśmy:
- 3 pomidorki koktajlowe
- 6 grubych plasterków ogórka
- 6 kawałków sera cheedar
- 6 wykałaczek + 18 połówek wykałaczek (na nóżki)






Sputniki znikły w mgnieniu oka, a pojedyńczo położone składniki by nie znikły...



Smacznego!

piątek, 21 listopada 2014

Zjedz pingwina!

A na kolację - co znowu? Może pingwina? Bo wszystkoinne to nuuuuda... a pingwin zawsze dobry na wszystko!
 
 
Potrzebne są:
- oliwki czarne
- mozarella w małych kuleczkach
- marchewka
- wykałaczki
 
 
 



Smacznego!

p.s. znikają tak szybko, że ho ho! Zrobiliśmy też bałwana - ale tego się nawet nie dało sfotografować, bo zniknął...

niedziela, 2 listopada 2014

Na kolację - sałatka

Nie wiem, czy to najzdrowsze jedzenie na kolację. Nie znam się na tym. Ale wiem, że co najmniej dwoje z nas to bardzo lubi, bo ten najmniejszy to zazwyczaj wszystkie składniki osobno lubi, a pomieszane - no raczej nie. Ale chętnie się podzielę naszymi kolacyjnymi przepisami na sałatki:


1. Klasyk imieninowy (czyli efekt uboczny rosołu)

- marchewki 2 szt.
- seler - pół dużego lub jeden mały
- pietruszka - 1 szt.
- jabłko - twarde słodkie - 1 szt.
- ogórek kiszony - 2-3 szt.
- groszek konserwowy - pół puszki
- kukurydza - pół puszki
- majonez 2-3 łyżki
- musztarda - 1 łyżeczka
- sól i pieprz

Wszystko tniemy bardzo bardzo drobno. Mieszamy, doprawiamy i gotowe.
W przypadku, gdy warzyw z rosołu jest bardzo dużo, można ich część już posiekanych zamrozić, a dopiero po rozmrożeniu dodać resztę (inaczej będzie ćlapciate).

2. Cieciorka w roli głównej


 
 
 

To sałatka, o której przygotowaniu trzeba pomyśleć dzień wcześniej. Na noc namaczamy ciecierzycę w trzykrotnie większej objętości wody, niż ta ciecierzyca. W tej samej wodzie po co najmniej 12 godzinach moczenia gotujemy z odrobiną soli przez około 45 minut, odcedzamy i odstawiamy do wystygnięcia.

- szklanka suchej ciecierzycy
- pomidorki koktajlowe 10 sztuk lub więcej
- pęczek natki pietruszki
- ogórek kiszony 2-3 sztuki
- oliwa z oliwek - kilka łyżej
- sól+pieprz

Możliwe są wariacje na temat tej sałatki (suszone pomidory, karczochy i kapary - albo jak tam wolicie, co macie akurat w szafce). Powyższy przepis jest najbardziej lekki i świeży, szczególnie fajnie jak się też doda jedną łodygę selera naciowego drobno pokrojoną.


3. Makaron a jakby ryż





- mała szklanka makaronu orzo (ugotowany al dente i schłodzony lub przelany długo zimną wodą)
- fasolka szparagowa (może być z puszki)
- cebulka srebrzysta z octu (ok. pół małego słoika) lub szczypiorek (wersja letnia)
- łosoś pieczony i już ostudzony (lub z puszki Red Alaskan - pyszny jest w Marks&Spencer)
- oliwa z oliwek - pół szklanki
- sól+pieprz

Do tej sałatki świetnie komponuje się bagietka, którą potem można wymiziać pozostałości oliwy z talerza. Kochana i uwielbiana przez wszytskich.

4. Klasyczny tuńczyk

- puszka tuńczyka w sosie własnym
- pół cebuli cukrowej
- puszka kukurydzy
- 2-3 ogórki kiszone
- majonez 2 łyżki
- sól+pieprz

Mój mąż uwielbia tę sałatkę z posiekanym jajkiem jeszcze zmieszać, a ja wolę jajko obok. Dlatego każdy sobie do takiej bazy dodaje jajko jak woli. Ostatnia deska ratunku, bo zazwyczaj wszystko jest w domu, gdy już nic innego nie ma.

5. Soczewica i buraki

To sałatka, którą uwielbiam, ale zawsze wychodzi mi jej za dużo i potem wychodzi mi uszami. :D

- soczewica - ok. 1 szklanki (ugotowana w osolonej wodzie i ostudzona)
- jabłko - duże, słodkie, twarde
- buraki ugotowane na średnio-twardo (1-2 sztuki)
- ogórek kiszony (2 sztuki)
- cebula cukrowa - pół
- oliwa z oliwek kilka łyżej
- łyżeczka octu balsamicznego
- sól, pieprz, odrobina cukru (jeśli jabłko nie jest odpowiednio słodkie)

Posiekana w kostkę 5 mmX5mm, mniej więcej. Najlepiej jej zrobi jak poleży kilka godzin w lodówce i się przegryzie.


Właściwie Rysiek nie je żadnej z nich, ale z każdej coś :D pomaga mi za to przy ich przyrządzaniu, mieszakniu i krojeniu (gotowane buraki tępym możem), przesypywaniu z puszek do misek itp. Lubimy razem gotować. Zazwyczaj.


Smacznego!

czwartek, 28 sierpnia 2014

Fenkuł i ouzo

Nie bardzo lubię anyż i jego posmak, nie mówiąc już o wódkach smakowych takich jak bułgarska mastica czy ouzo, ale w tym daniu w ogóle one mi nie przeszkadzają! I jest to pyszny i elegancki makaron, który zaspokoi najwybredniejsze gusta.








Do przygotowania tego sosu potrzebne są:
- serek mascaropne
- łosoś wędzony (lub inna wyrazista ryba)
- fenkuł (i nać, i bulwa)
- chlust ouzo (lub innej wódki anyżowej)
- czerwony pieprz ziarnisty







Bulwę fenkuła kroimy w drobne paski i podduszamy go z odrobiną wody jakieś 4-5 minut, dodajemy serek mascarpone i mieszamy, chlustamy ouzo, dodajemy soli i pieprzu do smaku i czekamy kolejne kilka minut, aż sos zacznie wrzeć, a alkohol z ouzo wyparuje, zostawiając jedynie anyżowy posmak.


Do tak przyrządzonego sosu wrzucamy makaron ugotowany uprzednio al dente. Całość posypujemy posiekaną nacią fenkułową i lekko roztartym (a nie zmiażdżonym) czerwonym pieprzem (to warunek konieczny, żeby ta potrawa smakowała tak, jak należy!)


Piękna, kolorowa i smaczna potrawa lubiana także przez dzieci.


Smacznego!



niedziela, 24 sierpnia 2014

Rwanie bazylii!

 
W końcu! Pojechaliśmy do Majlertów, co prawda to drugi koniec miasta, ale mieliśmy dobrą motywację - spotkanie ze znajomymi z Bródna i zabawa na placu przy Domu Kultury Świt. 
 
 
Gospodarstwo rolne Majlertów zrobiło bardzo fajny anturaż wokół sprzedaży warzyw - w starej stodole, w dość prostym stylu, wyeksponowane są warzywa, zioła i trochę owoców, wraz z możliwymi potrawami przyrządzanymi z tych warzyw do degustacji (jakieś pesto, jakaś upieczona dynia, jakiś koktajl). Inspirujące! 
 
 
 



Dodatkowo można było się narwać, naszarpać bazylii prosto z pola (oj jak bardzo pachnącego bazylią). Jak Rysiek był mały, to w ogóle nie interesowała go piaskownica (wyjątkiem była plaża), a teraz odkrywa jakiś nawrót łączności z gruntem i jak tylko znajdzie gdzieś gołą ziemię, to uwielbia się w niej babrać. Więc na polu czuł się jak w raju.










Bazylia została na pół dnia bukietem, roztaczająć woń świeżości najpierw w samochodzie, a potem w całym domu. Aż wreszcie trafiła pod ostrza blendera i oto mamy zapas pesto. Rada podsłuchana na polu rwania bazylii - idealne do przechowywania domowego pesto są pojemniki na mocz kupione w aptece, bo można w nich przechowywać ilość w sam raz na jeden obiad, zajmują mało miejsca w zamrażarce, są ustawne - no i sa tanie. Także ten!








A korzyści z wizyty w gospodarstwie Majlertów:

- dzieci mogą zobaczyć jak rosną warzywa, jak wyglądają w swoim naturalnym środowisku, mogą skosztować, dotknąć, powąchać, zerwać...
- przywieźliśmy całą skrzynkę warzyw: karczochy, dynia piżmowa, pomidory malinowe, fenkuł, mini cukinia, kukurydza, sporo ziół (kolendra, bazylia, szczypior niedźwiedzi)...
- już wiemy, gdzie to jest, jak tam trafić i gdzie pojechać (krok dalej), żeby znaleźć i punkt owocowy...




POLECAMY!

wtorek, 5 sierpnia 2014

Impreza na całego

No tak się składa, że mamy urodziny dzień po dniu. I jak tutaj nie świętować co najmniej te dwa dni? Sama rozkosz, dwa torty, dwa przyjęcia, dwie imprezy! Najpierw to godziliśmy w jedno przyjęcie, ale tym razem ja mam 30, on ma 3. I dla mnie i dla niego mały przełom - więc każdy zasługuje na swoje party! Tylko świeczki nie zdążyłam zdmuchnąć swojej :D






Pierwszy raz robiłam sernik na zimno i z tego upału tężejąca galaretka została zinterpretowana przez mnie jako ostudzona galaretka... więc i biszkopty na dnie były nasączane ;)







A rycerz Rysiek Lwie Serce dostał swój zamek jak z bajki... Biszkopt przekładany bitą śmiataną z ananasem, w kolorowej bitej śmietanie. Najlepsze oczywiście było wyżeranie wieży!







Całą rodziną odśpiewaliśmy gromkie sto lat!







A potem to już była tylko zabawa i radość z prezentów. I siedzenie plackiem przed wentylatorem! Od trzech lat ani razu nasze urodziny nie były choćby letnie - zawsze są tropikalno, upalno lepkie!

Udało się! Magiczne 3x10!


Buziaki od jubilatów!

środa, 2 kwietnia 2014

Ślimaczy nam się

Czasami jedzenie bardzo nam się ślimaczy. No bardzo. Wtedy mogą pomóc ślimaki!






Do przygotowania potrzebne są:
- chleb
- warzywa - pomidory, papryka, ogórek, oliwki
- łosoś
- szynka lub ulubiona wędlina
- serek kremowy
- foremka do wycinania ciasta


Zapewniamy jedzenie w tempie turbo!

Smacznego!

czwartek, 27 marca 2014

Zupa strażacka

Ugniatanie ciastoliny relaksuje nawet tych starszych, a młodsi - no cóż uwielbiają tę słoną plastyczną masę.

U nas tak to jest, że zazwyczaj jakieś konkretne kształty, warzywa albo inne cuda lepię ja, a Rysiek spłaszcza, zagniata albo... gotuje zupę.



 
 
 
 
Zapewniamy długą i kreatywną zabawę. Sądząc po skłądnikach była to tajska "zupa strażacka".




 
 
Smacznego!

środa, 19 marca 2014

Podwieczorki

Pyszne, zdrowe, kolorowe!




















Chociaż czasem nie ma czasu jeść (tak, tak, dwuipółlatki ciągle nie mają czasu, bo wciaż coś mają ważnego do zrobienia), to na takie podwieczorki zawsze znajdzie chwilkę.


Smacznego!

środa, 12 marca 2014

Piracki przysmak

Dziś z rana mój ukochany syn postanowił zrobić mi śniadanie!




Przepis potrzebny? Pieczywo pełnoziarniste, masło, szynka i pomidorki koktajlowe. Mniam!






Życzymy Wam takich wspaniałych wspólnych śniadań co dzień!

sobota, 15 lutego 2014

Stemp-love marcepanowe

Kupiłam stempel do ciasta, zawsze o takim marzyłam i chciałam zrobić takie ciasteczka.
To żadna walentynkowa fanaberia, ale akurat w tym okresie w sklepach pojawiają się takie ładne stempelki. I pomyślałam, że to będzie wspaniała zabawa dla Ryśka, bo bardzo lubi pieczątki. I gnieść ciasto.








Samo gniecenie i odmierzanie było bardzo zajmujące, ale na ciasto do pieczątkowania trzeba poczekać godzinę, żeby się schłodziło w lodówce. Prawdę mówiąc ta godzina to za mało, lepiej jak ciasto przeleżakuje w lodóce znacznie dłużej i schłodzi się naprawdę na twardo, bo wtedy stempelek odchodzi od niego bez problemu.




 
 
 
Pierwsza partia wyszła nieco przypalona, a ja zniecierpliwiłam się tym, że ciasto w ogóle nie chce się odklejać od stempelka i połowę ciasta włożyłam z powrotem do lodówki, gdzie przeleżało noc. Samym stemplowaniem Rysiek był średnio zainteresowany.
 
 
 





Za to druga partia wyszła idealnie! Ciasto schłodzone przez noc odchodziło rewelacyjnie od stempelka, a ja nauczona doświadczeniem nie przypiekłam ciasteczek na brązowo.




 
 
 
 
 
Postanowiliśmy zanieść te nieskazitelne ciasteczka w prezencie!
 
Do przygotowania ciastek potrzebne są:
- 250 g mąki
- 150 g masła
- 75 g cukru pudru
- 100 g masy marcepanowej
- 1 żółtko
- duża szczypta grubej soli
 
Smacznego!
 
 


wtorek, 11 lutego 2014

Muffinkowe przyjęcie

Muffinki są naprawdę wdzięcznym ciastem do przygotowania z dziećmi. Po pierwsze robi się je prosto i szybko, po drugie są małe i w sam raz! Całe przygotowania - od momentu podjęcia decyzji do momentu jedzenia - zajmują w sumie 35 minut!


 

 
 
 
Układanie papilotek w foremkach to świetna zabawa. Potem odmierzanie miar i wagi mąki, oleju, cukru...




 
 
 

Do przygotowania 16 małych ciasteczek potrzeba:

- 250 g mąki
- 100 g cukru
- 75 ml oleju
- 2 jajka
- 250 ml jogurtu naturalnego
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- owoce (my daliśmy jabłko i suszoną żurawinę)


 
Zasada jest prosta: suche produkty mieszamy w jednej misce, mokre w drugiej. Do suchych wlewamy mokre, mieszamy niezbyt dokładnie, dodajemy owoce i już.
 
 
 
 
 
Wypełnione do 3/4 wysokości foremki umieszczamy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni Celsjusza na 20-25 minut.
 
 

 
 
 
Po upieczeniu ozdobiliśmy muffinki kolorowymi flagami! Duma z udanego wypieku była jak widać ogromna, a ten przepis wychodzi zawsze i w 100% bez zakalca. Można włożyć do ciasteczek różne owoce, także mrożone. Można też wybrać wytrawne muffinki (zamiast cukru dodajemy sól, zamiast owoców boczek, zioła, ser, warzywa - etc.)
 
 




Oblizujemy się, życząc smacznego!