niedziela, 3 maja 2015

Jabadabadu

Zgodnie z polską tradycją, postanowiliśmy uczcić ten niezbyt długi, a jednak długi weekend grillowaniem. Tym razem jednak stwierdziliśmy, że będzie wyżera jak u jaskiniowców, jabadabadu!

Co prawda to tylko grill, ale Ryszard nadal nie przestaje być Jedi i przystroił się we wczorajszy kostium. W końcu pojechał w odwiedziny do swojej ulubionej koleżanki. Ale ciii... to tajemnica. To znaczy chyba dziś dostał kosza, trudno powiedzieć, ale stwierdził - z honorem - że zakocha się kiedyś jeszcze raz, jak będzie starszy.










Celina spokojnie reprezentuje strojem kreski i kropki, a fikołków na razie nie fika. Ale dzień na świeżym powietrzu daje potem długi, dobry sen.





A Rysiek jak zwykle się gdzieś wpakował. Co oznacza, że trzeb go było ściągać, bo był kotem Jedi i oczekiwał pomocy strażaków. Słyszeliście o takich kosmicznych akcjach ratunkowych?




 



 Góra mięcha sprawiła, że naprawdę czułam się jak jaskiniowiec!







Niestety nie mam pojęcia, jak się przyrządza takie kawały mięcha, czym się je marynuje ani ile leży na ruszcie, w jakiej temperaturze i tak dalej. Chociaż grill to nasz wspólny ślubny prezent, ja się do niego nie zbliżam. Królem grilla jest pan domu. I jakoś zawsze w okolicach grilla kręcą się panowie, a my (w sensie dziewczyny i dzieci) oddajemy się innym sprawom, mniej zadymionym.  


Polecamy, bo to sama rozkosz dla podniebienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz