Od czego by tu zacząć? Dziś wydarzyło się tyle ważnych rzeczy, że trudno wybrać, co jest najważniejsze... Może zacznijmy od wiosny i jej rychłego nadejścia. Wreszcie ciepło! Rysiek nie cierpi zimy - zawsze tak było. Już jako ledwo chodzący szkrab wchodził pod balkony - bo tam nie wiało i nie było śniegu (wraz z chodzeniem zaczął mówić). I jakoś tak się złożyło, że odkąd on jest z nami, to te zimy rzeczywiście nieciekawe. Jakieś takie bez słońca i z ćlapą... A teraz spacery, radość, słońce świeci! No właśnie - Słońce!
Dziś częściowe zaćmienie Słońca - czekamy na nie od początku tygodnia. Oj, jak dobrze jednak, że jest google - bo gdy zajrzałam rano do komputera - w zupełnie innej sprawie, o której za chwilę - to przypomniał mi piękny doodle o tym, że to już dziś nas coś zaćmi...
Próbuję zatem przygotować sprzęt do oglądania, a czas się kurczy. Do 10:54 jeszcze tylko kilka kwadransów, szybki udało mi się wygospodarować z obrazków (z założeniem, że przecież zaraz się je umyje). I wiecie co? No co? Żadna, ani jedna, z naszych świec, nie kopci! Jak tu udymić szybę? Porażka! Na szczęście okazało się, że do oglądania Słońca dobrze sprawdza się płyta CD.
Chłopcy pobiegli na górkę, a my z Celką czekałyśmy na wizytę położnej środowiskowej, śledząc zaćmienie przez okno. Na szczęście mamy widok! :D
Kiedy szukałam szybek, zajrzałam do szafki na balkonie, gdzie wsadzam różne przydasie. Wśród nich, ku mojemu zdziwieniu, spowodowanemu głównie sklerozą, znalazłam cebulki z zeszłorocznego bukietu wielkanocnego. Wykopałam jej z podarowanej mi misy i schowałam do worka, żeby za rok je gdzieś wsadzić. A jak zajrzałam dziś do woreczka, okazało się, że już są listki i nawet zalążki kwiatów! Będą hiacynty, żonkile i szafirki! :-)
Tymczasem Celka zasnęła spokojnie, czcząc zaćmienie i pierwszy dzień wiosny.
A Rysiek z Pawłem ruszyli na bardzo ważną misję! Po oglądaniu zaćmienia ze szczytu Kazurki, poszli się zapisać do przedszkola. W tym roku nie przespaliśmy zapisów i udało mi się (jak się okazuje nie bez błędów), uzupełnić wniosek internetowy i przygotować WIELKI PLIK dokumentów potwierdzających to, że płacimy podatki, mieszkamy i pracujemy, zgadzamy się na wysłanie dziecka do przedszkola i inne takie. Summa summarum poszli dzielnie do przedszkola, gdzie Rysiek dołączył się do ćwiczących na bieżni dzieci, wygrał wyścig i wrócił tak szczęśliwy, że będzie chodził do przedszkola, że aż mi będzie szkoda, jeśli się nie zakwalifikuje. Bo kto to wie, podobno kolejki do przedszkoli na naszej dzielnicy, jak do mięsnego w PRLu. Nie ukrywam, że bardzo bym chciała, żeby chodził do przedszkola najbliżej domu - może będzie w nim jakiś kumpel z bloku, już mu się podobało i powiedział, że jest super, przy okazji po drodze ma swoją ulubioną budkę z bułeczkami z ziarenkami oraz - co dla mnie ważne - przedszkole jest oddalone kilka minut spacerem i będe mogła Ryśka odbierać bez większej wyprawy. Marzenia... marzenia...
Zatem tak - prosimy trzymać kciuki za pozytywną rekrutację do placówki. Oraz cieszyć się wiosną prosimy, bo wiosną wszystko budzi się do życia! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz