sobota, 1 listopada 2014

Obowiązki domowe w sam raz dla (małych) dzieci

1.Nakrywanie do stołu.

 


To jedno z ulubionych zadań, o jakie czasem (nie zawsze) proszę Ryśka. Jest przeszczęśliwy. Zazwyczaj układa sztućce zgodnie z szablonem (pomocne sa podkładki po talerze z IKEA), czasem też bawimy się w przyjęcie "na niby" - bez jedzenia ale z zastawą stołową. Dla nas i różnych wymyślonych przyjaciół. Nie stłukł nigdy żadnego talerza, nie zdarza mi się upuszczać sztućców - bo wtedy jest bardzo dokładny i zaangażowany. A my bardzo mu dziękujemy za pomoc i jesteśmy dumni.


 
2. Ułożenie sztućców w szufladzie.






Czyli opróżnianie koszyczka ze zmywarki. To wielka radocha, można się ewentualnie przebrać do tego (ale nie zawsze), wykonywane z wielką starannością i radością. A ja też jetem szczęśliwa, bo akurat średnio lubię to zajęcie.


 
3. Dobieranie skarpetek w pary.

Ściągnięte pranie i dobieranie skarpetek w pary, a potem czasem zwijanie ich w kulki i rzucanie nimi do pojemnika, w którym trzymamy skarpetki. Świetna zabawa.

 
4. Włączanie światła.

Tylko w dwóch miejscach w domu (niestety) Rysiek sięga do włączników bez podsuwania krzesła. Ale i tak jest to pokój, w którym najczęściej przebywamy. Można go poprosić o włącznie/wyłącznie światła - i dzieje się to zawsze z wielkim entuzjazmem i radością. I nigdy nie bawi się w pstrykanie (może dzięki temu?).

 
5. Przesypywanie z woreczka do miski.

Czyli jak chcesz jeść chrupki, to rób to z klasą. Jak chcesz groszki - to proszę bardzo z klasą. Nie z foliówki! Trzeba sięgnąć do szafki, wybrać odpowiedniej wielkości naczynie, przesypać aby nie rozsypać - wiele skomplikowanych czynności. A radość potem nieopisana!

6. Podlewanie kwiatków.

Tak, bardzo lubiane, ale... to ja muszę pilnować ile wody jest w konewce i nie mogę się doprosić, żeby wlać tyle ile trzeba, bo trzeba wlać wszysko co jest w konewce do jednej doniczki. Dlatego wlewam do konewki porcjami. Trochę więcej biegania, ale ogrodnik kontent!

7. Pomoc w kuchni podczas gotowania:





- tłuczenie kotletów (absolutny hit!) - żeby nie narażać dziecka na kontakt z surowym mięsem i ewentualne pasożyty (jakby co) to wkładam pocięte wcześniej mięso w dość duży woreczek foliowy, dodatkowy plus to to, że nie ćlapcia mi się kuchnia.
- tarcie warzyw na surówkę, wyciskanie soków (w tarce elektrycznej i w sokowniku) - od razu lepiej smakuje, marchewka z jabłkiem jest po prostu pycha!
- wyrabianie ciasta na pizzę i układanie składników - nie no, jak się coś kłądzie na pizzę, to znaczy że jest pyszne, a robienie pizzy to jak zabawa ciastoliną, tylko lepsza!
- obieranie pieczarek - małe sprytne paluszki dają radę lepiej niż moje
- smarowanie chleba masłem - dla mamy, bo samemu to lepiej jeść serek. Masło? Nie... Masło jest dla mamy!



Jestem przekonana, że taka pomoc jest dla dziecka nie tylko świetną zabawą (czasem się zdarza, że ono odmawia, wtedy odpuszczam i nie zmuszam), ale też stwarzamy sytuacje, w których dziecko czuje się potrzebne i pomocne! I widzę, jak bardzo to cieszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz