Udaje się nam chorować bardzo niewiele, w zasadzie w ogóle. Czasem jakiś glut się przyplącze, ale kto by się przejmował glutem. Za to K. tym razem rozchorował się na poważnie. Cioteczny brat w "lekarni" - wyobrażacie sobie jakie to straszne? Nie dość, że trzeba pójść do "lekarni" (czyli wejść do jaskini smoka i spotkać tam tych "obrzydliwych lekarzy") to jeszcze spotyka się brata ciotecznego z wenflonem wpiętym w skórę... To naprawdę sprawa bardzo poważna i wstrząsająca.
Zanieśliśmy bratu na pocieszenie książkę o ciele człowieka, żeby wiedział, co konkretnie mu leczą i w ogóle co na w środku za kiszki. No i oczywiście dinozaurowe dzieło sztuki, pomalowanego farbami diplodoka z kolorowanki.
A po powrocie do domu zbudowaliśmy szpital i wysłaliśmy K. zdjęcia, żeby mu się chociaz na chwilę zrobiło trochę milej.
Hej! Wracaj szybko do zdrowia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz