wtorek, 26 maja 2015

Anatomia fasoli

Mieszkamy w mieście i chyba trudno byłoby nam się odnaleźć na wsi tak na dłuższą metę. Przynajmniej nam - dorosłym. Ale skoro nie jesteśmy na co dzień na wsi i umyka nam to wszystko, co wieś przynosi, dokształcamy się, dokształcam się i to bardzo. Bo na wsi życie ma swój naturalny, wolniejszy i pierwotny rytm.






Jest to książka wyjątkowa, bo choć można ją w księgarni znaleźć wśród książek dziecięcych, jest to książka dla całej rodziny. Być może jest to także książka dla początkującego rolnika, no dobrze choćby działkowca.

Oprócz dużej ilości ciekawostek, takich jak sprawdzić świeżość jajka czy jakie są rodzaje kogucich grzebieni, można w niej znaleźć wiele przydatnych informacji o tym w jaki sposób użyźnić ziemię, jak odczytywać pogodę i jak zaorać pole. Tym razem jednak nie będziemy się skupiać na traktorach i pługach, choć to wszystko bardzo ciekawe.




„Anatomia farmy” podsunęła nam dość popularne w szkole podstawowej doświadczenie – etapy kiełkowania fasoli. Zaczęliśmy dwa tygodnie temu, tuż po poprzednim wpisie o naszych przygodach z książką.






Nasze obserwacje zapisywaliśmy skrzętnie w notesie, a kolejne dni podglądaliśmy fasolę i fotografowaliśmy ją. Zaczęliśmy na parapecie w kuchni, ale już wylądowała na naszym balkonie i postaramy się doprowadzić ją do stanu kwitnienia. Może się uda. Dwutygodniowy eksperyment to także ciekawa lekcja cierpliwości. I to nie tylko dla Ryśka.








Jakbyśmy mieli ogródek, na pewno skusilibyśmy się na tipi z fasoli. Może Wy się skusicie??









Jedna fasola niestety zgniła. Druga jest dość powolna, może było za mało słońca? W każdym razie jest co podglądać - widać i liście, i korzeń, a wcześniej kiełek. Wiecie ile to radości?  






A na osłodę, dla dzielnego obserwatora, przygotowałam ciasto marchewkowe według przepisu z książki. Mniam!







Z niewielką pomocą głodomora, który wciąż pytał: Już? Już gotowe? Kiedy wreszcie ostygnie? Już, już?







 Zrobiłam jednak zasadniczy błąd przy ozdabianiu ciasta, bo przecież każdy wie, jak rośnie marchewka, prawda?







Zostałam skorygowana natychmiast!  Marchewkowe pole rośnie wokół mnie!









Do obserwacji i wypieków zachęciła nas książka:
"Anatomia Farmy. Ciekawostki z życia na wsi.", Julia Rothman
Wydawnictwo Entliczek, 2014.

Wpis ten powstał w ramach projektu blogowego „Przygody z książką---> KLIK.


18 komentarzy:

  1. Właśnie kompletuje nowe zamówienie i wreszcie książka znów jest dostępna w naszej księgarni więc zawędrowała do koszyka.
    Nie wiem czy macie ale polecam również Rok z Linneą oraz Rok z Findusem. Kupiłam na przyszłość dla córki ale już sama się nimi zachwycam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mamy, ale zbadamy. :-) ostatnio za rzadko bywam w księgarni... Muszę nadrobić zaległości, chociaż czekam do momentu wymiany półek na książki, bo już zalegają w stertach na podłodze. Oby do sierpnia... ;-)

      Usuń
    2. U nas również czas na regał:) Ale matka nadal świruje i kupuje:P Zbadajcie, zbadajcie, mam nadzieję, że wpadną Wam w oko:)

      Usuń
  2. Zarówno książka, jak ciasto wyglądają kusząco! :)
    (Pistacia - Rok z Findusem? no to klops - nie jedna, a dwie kolejne pozycje do listy!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciasto nawet lepsze na drugi dzień, a wychodzi go tak dużo, że na pewno trochę zostanie... Polecam.

      Usuń
  3. Brzmi ciekawie, muszę do niej zajrzeć. My z podobnych mamy "Rok z Linneą". "Roku z Findusem" nie widziałam, ale bardzo lubię takie książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nauka przez zabawę - lubię książki dwa w jednym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Choć mieszkamy na wsi i wiele rzeczy nie jest dla nas "nowością" to z chęcią zapoznałabym się z tą książką bliżej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O pewnie znajdziesz tam coś nowego - na przykład sploty narzut albo przepis na racuchy gryczane ;-)

      Usuń
  6. Fantastyczna książka, jestem w niej zakochana! Dla miłośników przyrody absolutny numer jeden na liście i książka z serii "musisz ją mieć" :D A do tego cudownie prezentujące się ciasto, zazdroszczę tym, którzy mieli przyjemność spróbować ;)
    A obserwacja procesu wzrostu rośliny to jedno z najlepszych doświadczeń dla maluchów, u nas wystarczyła zwykła rzeżucha, żeby było na co patrzeć, a z taką fasolką jest jeszcze ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas rzeżucha też była grana, ale fasola jest magiczna, bo na jej końcu jest przecież zamek z olbrzymem... :-)

      Usuń
  7. Sama chętnie kupiłabym tą książkę dla siebie na teraz i na później dla Olusia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha, a my właśnie dziś kupiliśmy "zestaw początkującego rolnika", czyli małe doniczki i nasiona ziół. Już widzę, jak przez kolejne dni dzieciory zapodlewają je na śmierć. A Anatomię mamy i lubimy (choć chyba ja bardziej niż oni, ale daję im czas, jeszcze się poznają na tym, co dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. U nas przelania nie przetrwały szczypiorek i bazylia, ale pietruszka, sałata i rukola (i to w malych doniczkach) dają radę. Nie wiem tylko, czy dotrwają do stanu dorosłości, bo są taaaaakie pyszne, że tezeba je wyrwać, a potem fuuuu... nie lubię tej sałaty :D

      Usuń
  9. Bardzo fajna książka! Jeszcze jej nie widziałam! Dzięki za przybliżenie, odpisuję ja do listy "kupić" :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapomniałam o tej książce. Muszę ponownie sięgnąć ją z półki i poczytać z Mateuszem ;)
    Świetna jest także "Rok z Linneą". Mati bardzo ją lubi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja taką chcę! No, dzieciakom może dam spojrzeć przez ramię...

    OdpowiedzUsuń