czwartek, 26 marca 2015

15 sposobów na to, żeby dzieci jadły zdrowiej i bardziej różnorodnie


1.      Spraw, żeby posiłki wyglądały apetycznie i zachęcająco.
       W pewnym momencie mój wszystkożerny dwulatek nie miał czasu na jedzenie wszystkiego, co jadł wcześniej. Zaczął robić się wybredny i najchętniej jadłby kotleta schabowego bez żadnych dodatków. Chyba, że na talerzu pojawiało się coś wyjątkowego. Pingwiny, Ufo, żongler lub mysz. Wtedy smakowały mu nawet rzeczy, których normalnie nie chciał nawet spróbować.





2.      Znajdź bajki lubiane przez dzieci – i ulubione potrawy ich bohaterów. A potem razem zróbcie te potrawy.
U nas sprawdziła się lasagne, jako ulubiona potrawa Garfielda. Jedni powiedzą, że to bomba kaloryczna i kupa makaronu – ale jeśli zrobisz lasagne z domowym sosem bolognese pełnym marchewki, selera naciowego, cebuli i niezbyt tłustego mięsa, to w jednym daniu masz wszystkie komponenty zbilansowanej diety. Do tego surówka z pomidorów. I jest i zdrowo i kolorowo.






3.      Gotuj z dzieckiem.
Bo nic nie smakuje tak, jak coś, co samemu się przyrządziło. A nawet jeśli dziecko potem nie spróbuje – a zdarza się i tak, to przynajmniej nauczy się, z czego to jest zrobione.  Naszym hitem są pizza domowa (dużo mniej sera, ulubione składniki, cienkie ciasto, przede wszystkim wiadomo co jest w środku) i pierniczki (miód zamiast cukru, brak utrwalaczy itp., niepowtarzalny smak, własne zdobienie i kształty). 








4.      Zastąp kupowane ciastka tymi domowymi.
Masz wpływ na to, co dasz do środka, zamiast ciastek z kremem lub dżemem możesz dodać owoce, bakalie i dosłodzić miodem lub cukrem trzcinowym, tłuste i ciężkie kremy zastąpić lżejszymi, zdrowszymi i przede wszystkim mniej słodkimi. 






5.      Zamiast czekolady i cukierków, nawet mimo próśb dziecka, proponuj owoce. Miej w domu zawsze kilka różnorodnych i lubianych owoców.
Nawet zimą w sklepie znajdzie się kilka gatunków owoców.  U nas hitem są borówki amerykańskie, mandarynki, winogrona i jabłka. Ale także raz na jakiś czas banany, pomarańcze i arbuz się sprawdzają. W sezonie nic nie zastąpi malin i truskawek, poza sezonem robimy galaretkę owocową z owocami z mrożonki – szczególnie uwielbiane są maliny. W zasadzie raz na dwa razy, kiedy pojawia się prośba o „coś słodkiego” a ja proponuję jabłko lub mandarynkę – to jest właśnie wybór dziecka. Jakbym od razy zaproponowała cukierka – nie wątpię, że to by był pierwszy wybór.





6.       Na przekąski – suszone owoce, orzechy, bakalie.
Łatwo jest je transportować, nie brudzą i można je poporcjować – na przykład w małe pudełeczka. Dzieci kochają małe pudełeczka. Rodzynki, suszona żurawina, orzechy, papaya itp. wszystko jest naprawdę uwielbiane przez naszego Ryśka. Z rodzynkami zaczynaliśmy bardzo wcześnie – gdy ćwiczyliśmy chwyt pęsetkowy, czyli chyba koło 8 miesiąca życia – zajadał się nimi i nie było problemu z krztuszeniem się. Dlatego dość się kiedyś zdziwiłam, jak zaproponowaliśmy innemu dziecku taką przekąskę i mama nam powiedziała, że tak małych elementów dziecko jeść nie może… 




7.      Naucz jeść pieczywo pełnoziarniste. To nic trudnego.
To znaczy ja zawsze mówiłam z taką trochę smutną intonacją „Chcesz zwykłą bułkę…” a potem z taką super wesołą „…czy taką z ziarenkami?” Zgadnijcie co zawsze wybierał? A teraz to już nawet nie muszę pytać, bo zwykłej białej nie tknie, no chyba, że naprawdę jest głodny i nie ma wyboru. Zresztą ziarenka są super – malutkie i w różnych kolorach. Po prostu ładniejsze. A pod spodem zdjęcie po małej wpadce do fontanny, całe dziecko łącznie z majtkami mokre, ale bułka pełnoziarnista ocalona! :D




8.      Warzywa są fajne. Bawcie się jedzeniem.
Czyli można sobie podotykać, powąchać, połamać i pokroić, a nawet uprawiać w ogródku (niektórzy szczęściarze go mają) lub na balkonie (to my – mieliśmy i pomidorki koktajlowe i dużo ziół, i poziomki, i szczypiorek i własną sałatę). Nie na cały sezon, a jednak… 







9.      Oglądajcie razem program kulinarny – dla dzieci lub dorosłych. Starajcie się wszystko przygotowywać w domu.
Nie tylko obiady, śniadania i kolacje. Ale też słodycze, pikniki i małe przyjęcia. Nie to, żebyśmy nie kupowali jogurtów i sami warzyli ser, ale owszem dużo rzeczy staramy się przygotować samodzielnie. Nie o to chodzi, że mamy wiedzieć gdzie co i jak kupić (Eko sklepy i bazary – no dajcie spokój nie zawsze mamy na to czas, pieniądze i ochotę, skupiamy się na innych rzeczach, nie jesteśmy Eko purystami i terrorystami), tylko o to chodzi, żeby zaciekawić w ogóle składnikami.  Kupujemy w supermarkecie, kupujemy w małych sklepach, kupujemy także na bazarku i u pana rolnika. Nie wszystko musi być Eko i bio poprawne, żeby było zdrowsze…  Ale na pewno jeśli sami z mąki, wody, oliwy, soli i drożdży zrobicie ciasto do pizzy to będzie ono zdrowsze niż takie zmiksowane z 15 produktów w tym 10 E. Poza tym w programach kulinarnych znajdziecie inspiracje na nowe dania, może akurat dziecko zachce zjeść coś nowego – dla Was to wyzwanie, a dla dzieci poszerzanie horyzontów.








10.   Jedzcie wspólne posiłki.
Przynajmniej wtedy, kiedy się da. Znam wiele rodzin, gdzie każdy je oddzielnie, o innej godzinie, co innego i zazwyczaj jest to coś na szybko i na zimno. Hmm… to raczej nie nauczy Waszego dziecka, że jedzenie to nie tylko coś, co daje energię, ale też coś, co jest częścią kultury, rodzinnego życia i chwilą odprężenia.  Gdy je się wspólnie, można podejrzeć, co jedzą inni, jak się je, jak używać sztućców. Daleka jestem od zmuszania dziecka jedzenia sztućcami, jeśli woli rękami, nie musztruję, choć czasem przypominam, że widelec leży obok. To także jakaś taka kinder sztuba. A poza tym – szczególnei jeżeli mamy lubianego przez dziecko gościa lub gości – to nagle okazuje się, że dziecko polubiło te potrawy, których wcześniej nie jadało tylko dlatego, że z chęcią je osoba, która jest dla dziecka autorytetem.



11.  Zabieraj ze sobą kanapki, owoce i przekąski.
Bo w razie nagłego głodu na placu zabaw, na spacerze czy gdziekolwiek indziej unikniesz marudzenia, które w końcu w nadmiarze zniecierpliwienia zawiedzie Cię do pobliskiego kiosku lub sklepu, gdzie niekoniecznie kupisz to, co chcesz podać dziecku. Niekoniecznie dlatego, że w niektórych sklepach nie znajdziesz pełnoziarnistych bułek, owoców (które przecież trzeba umyć), ale także dlatego, że będzie przy Tobie małe głodne i zniecierpliwione dziecko, które chwyci coś na wysokości jego wzroku – czyli mambę, czekoladę lub lizaka. I nawet jeśli znajdziesz w sklepie rarytas zdrowy i lubiany, to Twoje dziecko wybierze cukier prosty – nic odkrywczego, ponad to co odkryli spece od marketingu, nie napisałam, prawda?




12.  Naucz dziecko pić wodę.
U nas było to tak – albo cycek (do 6. miesiąca życia wyłącznie) albo woda (po 6. miesiącu proponowana z łyżeczki, kubeczka niekapka, w końcu przez słomkę). Przez długi czas – w kwestii picia dziecko innego smaku nie znało – myślę, ze gdzieś do 2. roku życia. Potem owszem – zaczęły się jakieś napoje – jak sok pomarańczowy, malinowy czy herbatki owocowe – a teraz jest tak – jak się chce pić, to woda jest pierwszym lub drugim wyborem (jeśli nie ma w pobliżu soku malinowego – no to poproszę zwykłą wodę). Z grzeszków do picia Rysiek lubi IceTea – zazwyczaj gdzieś w restauracji właśnie to zamawia do picia, a w domu przygotowujemy herbatę mrożoną sami. Herbata, listki bazylii lub mięty, cytryna lub pomarańcze, miód i lód. I jaki jest skutek – napoje gazowane w ogóle są śmieszne – można sobie nimi poszczypać język i się chwilę pochichrać, ale żeby były uzależniające – eee…  nie znam tego pojęcia. żeby można się było ich napić - eee... nie... 






13.   Restauracje i restauracje.
Czyli McDonald to nie restauracja, chociaż ojej! Zdarzyło nam się kilka razy zjeść Happy Meala. Jest Happy Meal i Happy Meal – możesz wziąć hamburgera lub nuggetsy, a do tego pomidorki koktajlowe, wodę i na deser zjeść jabłko. A możesz zjeść cheeseburgera, frytki, popić colą, a na deser jeszcze lody – jest różnica? Nie mam nic do frytek – też nam się zdarza je zjeść – wow! Nikt nie zginął! Zdarza nam się też zjeść hamburgera…  Ale to jest takie trochę święto, raz na pół roku albo i rzadziej. I jakoś nam pupy nie porosły.

Ale… jemy także raz na jakiś czas hamburgery zrobione w domu z bardzo wysokiej jakości mięsa, jemy hot-dogi raz na jakiś czas – i żyjemy i jesteśmy zdrowi…  Nie jest to jednak podstawą wyżywienia.

Można znaleźć restauracje, gdzie nie tylko menu dziecięce oferuje coś zdrowego i pysznego także dla dzieci – my mamy sushi-żercę. I nie lamentuję, bo zarówno ryż, ryba, jak i warzywa to dobre połączenie.  Mamy też pizzo-żercę – można znaleźć pizzerię włoską serwującą pizzę na cienkim cieście i dużo dużo zdrowszą (i lepszą) niż Pizza Hut czy inne sieciówki. Ciasto jest przyrządzane na miejscu, a dodatki wysokiej jakości. Prawie jak w domu. Da się!






14.   Dzieci lubią ryby.
Więc dwa, trzy razy w tygodniu na kolację lub obiad jest ryba – najczęściej z piekarnika przyrządzona bez tłuszczu lub z odrobiną oliwy z oliwek. Jest to też bardzo wygodne i  szybkie danie – bo rozmrożona lub świeża ryba siedzi w piekarniku na termo obiegu około 15 minut w 180’C. Tylko kilka kropel cytryny, ewentualn
ie ziół i… już!







15.   Dzieci lubią zupy.
A to punkt, który znam z autopsji swojej osoby, prawie co dzień jest zupa, jako dziecko nie wyobrażałam sobie obiadu bez zupy. Niestety to punkt teoretyczny - większość dzieci lubi zupy i można w nich przemycić nielubiane warzywa, a moje dziecko lubi tylko dwie zupy: rosół i pomidorową. A u nas na odwrót - warzywa są super do chrupania, ale w zupie (i to mokrej - fuj! Mamo, jedzenie jest suche!) to niekoniecznie. Ja tam zupy lubię i mam nadzieję, że skoro nauczyłam jeść dorosłego męża wszystkie zupy z chęcią, to w końcu dzieci też się przekonają. Może chociaż jedno? :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz