Po pierwsze to po tych zdjęciach widzę, jak bardzo Rysiek urósł! Jejku, kiedy on się zrobił taki ogromny? Już nie jest dzieciuchem tylko chłopcem! Proporcje mu się pozmieniały i w ogóle - jak patrzę na zdjęcia z Powsina z tamtego roku, to widzę zupełnie innego człowieka... Ech...
A po drugie to lubię z nim tu przyjeżdżać, choć ostatnio bardzo rzadko mam okazję w ciągu tygodnia, gdy nie ma tutaj tłumów... Bo wtedy czuć, że jest się w lesie, czasem można porozmawiać z emerytami grającymi w szachy, spotkać wiewiórkę albo pójść na wolną huśtawkę!
Zjeść drugie śniadanie w domku z widokiem na las... I co z tego, że nie ma drzwi i że muszę tam siedzieć w kucki...?
A potem to już tylko zostaje wspinanie się na drzewa, ganianie za ptakami, zbieranie kamyków, układanie patyków w stosik-ognisko i inne atrakcje spacerów do (prawie) lasu.
Lubię ten przełom lata i jesieni, chłód w powietrzu to raczej rześkość, a nie zimno... I wciąż ciepłe słońce! Och, chciałabym tak częściej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz