No tak się składa, że mamy urodziny dzień po dniu. I jak tutaj nie świętować co najmniej te dwa dni? Sama rozkosz, dwa torty, dwa przyjęcia, dwie imprezy! Najpierw to godziliśmy w jedno przyjęcie, ale tym razem ja mam 30, on ma 3. I dla mnie i dla niego mały przełom - więc każdy zasługuje na swoje party! Tylko świeczki nie zdążyłam zdmuchnąć swojej :D
Pierwszy raz robiłam sernik na zimno i z tego upału tężejąca galaretka została zinterpretowana przez mnie jako ostudzona galaretka... więc i biszkopty na dnie były nasączane ;)
A rycerz Rysiek Lwie Serce dostał swój zamek jak z bajki... Biszkopt przekładany bitą śmiataną z ananasem, w kolorowej bitej śmietanie. Najlepsze oczywiście było wyżeranie wieży!
Całą rodziną odśpiewaliśmy gromkie sto lat!
A potem to już była tylko zabawa i radość z prezentów. I siedzenie plackiem przed wentylatorem! Od trzech lat ani razu nasze urodziny nie były choćby letnie - zawsze są tropikalno, upalno lepkie!
Udało się! Magiczne 3x10!
Buziaki od jubilatów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz