Tym razem wybraliśmy się z mężem na konwent tatuażu. Rysiek został z babcią w domu, bo jakoś nie wydawało mi się to odpowiednie dla niego miejsce. W zasadzie nie wiem dlaczego, bo ze sztuką tatuażu jest oswojony.
Ale i tam byli artyści, którzy chętnie dzielili się swoją wiedzą i doświadczeniem z najmłodszymi gośćmi konwentu, ucząc ich swojego fachu na... skórce banana.
Normalnie się wzruszyłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz